Wieluńskie forum - Wieluń - Gmina Wieluń

Kierowcy domagają się zwrotu pieniędzy pobieranych bezprawnie za auta sprowadzane z zagranicy

Daniel Sibiak


Czarne chmury zawisły nad powiatami. Ich budżety mogą uszczuplić się nawet o kilka milionów złotych. Wszystko przez orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego.


Kierowcy, którzy kiedyś płacili w urzędach 500 zł za karty pojazdu, teraz składają wnioski o zwrot pieniędzy 
TK uznał, że rozporządzenie ministra infrastruktury ustalające wysokość opłat za wydawanie kart pojazdów aut sprowadzonych z zagranicy, rejestrowanych od 21 sierpnia 2003 r. do 14 kwietnia 2006 r., było niezgodne z prawem. W efekcie wyroku koszt opłaty powinien wynieść nie 500 zł, a 75 zł, a różnica powinna być zwrócona właścicielom pojazdów.

Jeszcze do niedawna kierowcy samochodów o takiej możliwości nie słyszeli. Dopiero od kilku miesięcy, z dnia na dzień starostwa zasypywane są kolejnymi wnioskami.

Do tej pory najwięcej, bo ponad 300, złożono ich w wydziale komunikacji wieruszowskiego starostwa. Choć powiat odpowiadał negatywnie na pierwsze złożone wnioski, kierowcy się nie poddawali. Sprawy trafiały do sądu, a zgodnie z pierwszymi wyrokami powiat miał zwrócić pobieraną różnicę. W starostwie uznali więc, że nie ma co się sądzić, bo i tak trzeba będzie zwrócić pieniądze. To spowodowało, że chętnych pojawiło się znacznie więcej. Do tej pory zwrotu doczekało się już 190 osób. Kolejnych 63 wie, że otrzyma pieniądze.

- Obawiam się, że jeśli będziemy musieli zwrócić pieniądze wszystkim właścicielom, którzy zarejestrowali auta w tych latach, nasz budżet zmniejszy się o ponad 1 mln zł. Ucierpią na tym inwestycje, a przecież pobieraliśmy opłaty zgodnie z obowiązującym wtedy rozporządzeniem ministra infrastruktury. Nie mogliśmy więc łamać prawa - uważa Andrzej Szymanek, starosta powiatu wieruszowskiego.

Powiat w obawie przed utratą 1 mln zł nie wyklucza pozwania do sądu jako strony ministra infrastruktury. Czemu?

- Tylko w ten sposób możemy wyegzekwować pieniądze, które stracimy - dodaje starosta Szymanek.